Contact

For project inquiries and other job-related issues, please email me at mm@polishwordsmith.com.

54 Obywatelska
Tychy, śląskie
Poland

Journal

Exile to Hell

Mateusz Matysiak

1968: Earthrise (Apollo 8). Image credit: NASA

In December 1968, the crew of Apollo 8 witnessed an extraordinary sight while orbiting the Moon: the illuminated Earth rising above the barren lunar horizon. The image they took was named Earthrise. It was the first color photograph of Earth seen from space. The photo depicts a vibrant yet fragile-looking Earth—a blue-and-white marble seemingly rising above the desolate, gray, cratered horizon of the Moon. Bathed in sunlight, the Earth reveals its continents, oceans, and swirling cloud patterns. A portion of the Earth is shrouded in darkness, indicating night. In stark contrast to the colorful, life-filled Earth, the barren, monochromatic lunar surface dominates the foreground of the image. The Moon's grim, ancient, unwelcoming landscape provides a dramatic backdrop that emphasizes the vibrant uniqueness of our home planet. Vast, inky black space surrounds both the Earth and the Moon, highlighting our world's isolation and preciousness.

This image is particularly powerful because it was the first time humanity had seen its home planet in full color from such a distant and unique perspective. The photo immediately evoked a sense of awe at the beauty of Earth and a profound awareness of its fragility and finite nature within the immense vacuum of space. Earthrise is widely credited with helping spark the modern environmental movement by reminding people that we all share one small, interconnected planet in need of protection.

Seven months earlier, in May 1968, Isaac Asimov, a true visionary of technological progress and societal advancement, published a science fiction story in Analog Science Fiction and Fact magazine. Exile to Hell is set in a future society, where exile becomes the ultimate punishment for those who threaten its fragile technological existence. As they await the verdict in the trial of a man accused of damaging critical facilities in a fit of rage, two programmers play chess and debate whether this punishment is just and severe enough. The author draws a parallel between the two men's argumentative game and the eternal interdependence of both celestial bodies, which surprisingly relates to Earthrise. But there’s also a deeper, hidden and more ominous correspondence: between nature and technology.

By rights, the sight should be lovely. Just as the view of the Moon from Earth. However, it is important to remember that the Moon always shows us only one and the same face.

***

Isaac Asimov: Zesłanie do piekła

– Rosjanie – powiedział Dowling z typową dla siebie precyzją w głosie – zsyłali skazańców na Syberię, zanim jeszcze podróże kosmiczne stały się powszechne. Francuzi wykorzystywali do tego celu Wyspę Diabła. Brytyjczycy wywozili ich statkami do Australii.

Uważnie analizował szachownicę, a jego ręka przez chwilę zawahała się nad gońcem. Po drugiej stronie planszy Parkinson nieobecnym wzrokiem przyglądał się układowi figur. Szachy były – jakżeby inaczej – zawodową rozrywką programistów, ale w tych okolicznościach brakowało mu entuzjazmu.

Po prawdzie – pomyślał z pewną irytacją – Dowling powinien być w jeszcze gorszej sytuacji – to on programował argumentację oskarżenia. Programista miał oczywiście skłonność do przejmowania niektórych urojonych cech komputera – braku emocji, obojętności na wszystko poza logiką. W przypadku Dowlinga przejawiało się to precyzyjnym przedziałkiem i powściągliwym lekceważeniem ubioru. Parkinson, który będąc zaangażowany w sprawy sądowe, wolał programować linię obrony, również preferował celową niedbałość w drobnych aspektach swojego stroju.

– Chodzi ci o to, że wygnanie jest powszechnie stosowaną karą i dlatego nie jest szczególnie okrutne – powiedział.

– Nie, jest szczególnie okrutne, ale też powszechnie stosowane i stanowi doskonały środek odstraszający.

Dowling przesunął gońca, nie podnosząc głowy. Parkinson odruchowo spojrzał w górę. Oczywiście nie mógł nic zobaczyć. Byli wewnątrz, w komfortowym nowoczesnym świecie dostosowanym do potrzeb człowieka, ściśle chronionym przed surowymi warunkami środowiska na zewnątrz. Tam noc jaśniałaby swoim blaskiem. Kiedy widział to po raz ostatni? Minęło sporo czasu. Zastanawiał się, w jakiej teraz jest fazie. Pełnia? Poblask? A może nów? Czy jaśnieje nisko na niebie niczym paznokieć światła? Zaprawdę uroczy powinien być to widok. Kiedyś taki był. Ale to było wieki temu, zanim jeszcze podróże kosmiczne stały się powszechne i tanie i zanim wszystko to, co ich otaczało, stało się skomplikowane i poddane kontroli. Teraz urocze światełko na niebie było nową, jeszcze bardziej przerażającą Wyspą Diabła, zawieszoną w przestrzeni kosmicznej. Dziś nikt już nawet nie używał jej nazwy – z czystej odrazy. Pozostało „to”. A nawet mniej, sam milczący ruch głowy skierowany w górę.

– Mogłeś pozwolić mi zaprogramować sprawę ogólnie przeciwko wygnaniu – powiedział Parkinson.

– Dlaczego? Nie miałoby to wpływu na rozstrzygnięcie.

– Nie w tym przypadku, Dowling. Ale może w przyszłości. Przyszłe kary mogą zostać zamienione na karę śmierci.

– Dla kogoś oskarżonego o zniszczenie sprzętu? Nierealne.

– To był akt ślepej agresji. Intencją było skrzywdzenie istoty ludzkiej, to pewnik, ale nie było zamiaru uszkodzenia sprzętu.

– To nic, bez znaczenia. Brak zamiaru nie jest w takich sprawach okolicznością łagodzącą. Dobrze to wiesz.

– Powinien być. Tak uważam.

Parkinson przesunął pionka, żeby osłonić skoczka. Dowling analizował.

– Kurczowo trzymasz się ataku hetmanem, Parkinson, a ja ci na to nie pozwolę. Niech pomyślę – i rozważając ruch, powiedział: – To nie są czasy pierwotne, Parkinson. Żyjemy w przeludnionym świecie, w którym nie ma miejsca na błędy. Taka drobnostka jak przepalony tranzystor może zagrozić znacznej części naszej populacji. Gdy gniew naraża na niebezpieczeństwo i zakłóca pracę linii energetycznej, sprawa jest poważna.

– Tego nie kwestionuję...

– Tak to wyglądało, kiedy tworzyłeś program obrony.

– Nieprawda. Słuchaj, kiedy wiązka lasera Jenkinsa przebiła się przez osnowę pola, byłem o włos od śmierci, jak wszyscy. Dodatkowy kwadrans opóźnienia oznaczałby również mój koniec, mam tego pełną świadomość. Chodzi mi tylko o to, że wygnanie nie jest właściwą karą!

Dla podkreślenia swoich słów stuknął palcem w szachownicę, a Dowling złapał hetmana, zanim figura się przewróciła.

– Dostosowanie, nie przeniesienie – wymamrotał.

Dowling spoglądał kolejno na figury, nadal się wahając.

– Mylisz się, Parkinson. To właściwa kara. Słuchaj, wszyscy wiemy, że jesteśmy całkowicie zależni od skomplikowanej i dość delikatnej technologii. Awaria może zabić nas wszystkich i nie ma znaczenia, czy jest zamierzona, przypadkowa czy spowodowana niekompetencją. Ludzie żądają maksymalnej kary za takie czyny, ponieważ tylko w ten sposób mogą czuć się bezpieczni. Sama śmierć nie jest wystarczającym środkiem odstraszającym.

– Jest. Nikt nie chce umierać.

– Jeszcze mniej chce żyć na wygnaniu tam. Dlatego mieliśmy tylko jeden taki przypadek w ciągu ostatnich dziesięciu lat i tylko jedno zesłanie. No, teraz zrób coś z tym! – Dowling przesunął wieżę na skrzydle hetmańskim o jedno pole w prawo.

Błysnęło światło. Parkinson natychmiast wstał.

– Programowanie zakończone. Komputer wyda teraz wyrok.

Dowling spokojnie podniósł wzrok: – Nie masz wątpliwości, jaki będzie wyrok, prawda? Nie ruszaj szachownicy. Dokończymy później.

Parkinson był prawie pewien, że nie będzie miał serca, aby kontynuować grę. Pospieszył korytarzem na salę rozpraw, lekkim i szybkim krokiem, jak zawsze. Zaraz po tym, jak wraz z Dowlingiem weszli do sali, sędzia zajął swoje miejsce, a następnie wszedł Jenkins w asyście dwóch strażników. Jenkins wyglądał na wymizerowanego, ale pogodzonego z losem. Od momentu, kiedy opanowała go ślepa furia i przypadkowo wrzucił sektor w ciemność bez zasilania, strzelając w kolegę, musiał zdawać sobie sprawę z nieuniknionych konsekwencji tego najgorszego ze wszystkich przestępstw. Lepiej nie mieć złudzeń. Parkinson nie mógł się z tym pogodzić. Nie miał odwagi spojrzeć Jenkinsowi w oczy. Nie mógłby tego zrobić bez bolesnej myśli, co w tym momencie działo się w głowie Jenkinsa. Czy chłonął każdym zmysłem całą doskonałość znanej mu wygody, zanim zostanie wrzucony na zawsze do świetlistego piekła, które dryfowało po nocnym niebie? Czy rozkoszował się czystym, przyjemnym powietrzem w nozdrzach, miękkim światłem, stałą temperaturą, czystą wodą na wyciągnięcie ręki i bezpiecznym środowiskiem stworzonym, by otoczyć ludzkość monotonną wygodą? Tymczasem tam...

Sędzia nacisnął przycisk, a decyzja komputera została przekształcona w ciepłe, bezosobowe brzmienie ustandaryzowanego ludzkiego głosu.

– Po rozważeniu wszelkich odnośnych informacji w świetle obowiązującego prawa i wszystkich istotnych dla sprawy precedensów stwierdza się, że Anthony Jenkins jest winny zarzucanego mu czynu uszkodzenia sprzętu i podlega maksymalnej karze.

W sali sądowej było tylko sześć osób, ale pozostała część populacji śledziła proces w telewizji. Sędzia przemówił, używając ustalonej przepisami frazeologii.

– Oskarżony zostanie zabrany stąd do najbliższego portu kosmicznego i pierwszym dostępnym transportem wydalony z tego świata i zesłany na wygnanie na okres swojego naturalnego życia.

Jenkins skurczył się w sobie, ale nie powiedział ani słowa. Parkinson zadrżał. Zastanawiał się, ile osób odczuwa teraz potworny ciężar tej kary wymierzonej za jakieś przestępstwo? Ile czasu musi minąć, zanim ludzkość stanie się wystarczająco ludzka, żeby raz na zawsze wyeliminować karę wygnania? Czy naprawdę ktoś mógłby pomyśleć o Jenkinsie tam w kosmosie, nie wzdrygając się przy tym? Czy mógłby pomyśleć i znieść myśl o bliźnim skazanym na całe życie wśród obcych, nieprzyjaznych i okrutnych mieszkańców świata, w którym w ciągu dnia panuje nieznośny upał, a w nocy przenikliwy mróz; świata, w którym niebo razi ostrym błękitem, a ziemia jeszcze ostrzejszą, gryzącą zielenią; w którym przepełnione pyłem powietrze porusza się z łoskotem, a gęste i lepkie morze faluje bez końca. I ciążenie, to potężne – przepotężne – wieczne przyciąganie! Kto udźwignąłby koszmar skazania kogoś innego, bez względu na powód, na opuszczenie przyjaznego domu – Księżyca – i zesłanie do piekła na niebie – na Ziemię?